20-26.10.2019 – marzenia się spełniają

Zaczęło się od rozmowy o życiu i naszych marzeniach. Jednym z nich była podróż do Rzymu. Już próbowaliśmy zorganizować kiedyś taki wyjazd, ale nie udało się. To był impuls, decyzja – próbujemy jeszcze raz. Resztę zawierzyliśmy Bogu. Nastąpił etap przygotowań, zbierania pieniędzy, załatwiania formalności, ustalania warunków, trasy…itd. Organizację powierzyliśmy p. Małgorzacie Tokarskiej z Accessible Poland

 

Tours, niepełnosprawnej pilotce i właścicielce biura podróży specjalizującego się w organizacji wycieczek dla niepełnosprawnych. Mijały tygodnie i miesiące. Pojawiały się tzw. „schody”, czyli zawirowania, trudności, komplikacje. Zmieniał się skład uczestników, zmieniały się miejsce i czas wylotu, pojawiały się wątpliwości, co do programu. Wreszcie jednak udało się wszystko poukładać. Zamiast z Warszawy wylatywaliśmy z Krakowa, zamiast o 15.40 lecieliśmy o 7.15 czyli zyskaliśmy dzień pobytu w Rzymie. I tak już było do końca. My mieliśmy plan, program naszego wyjazdu, a Pan Bóg nadzwyczaj delikatnie i precyzyjnie go korygował, tak abyśmy mogli jak najlepiej spędzić ten czas. Dzień, który zyskaliśmy dzięki zmianie godziny wylotu, wykorzystaliśmy na pierwszą wizytę w Watykanie, gdzie z perspektywy dachu Bazyliki św. Piotra podziwialiśmy panoramę miasta. Zamiast mszy w kaplicy hotelu, w którym mieszkaliśmy, poszliśmy na mszę polską do kościoła Ducha św. Ojciec Święty Jan Paweł II wskazał kościół Santo Spirito in Sasia na Centrum Duchowości Bożego Miłosierdzia (od 1 stycznia 1994 roku). Tu po raz pierwszy spotkaliśmy się też z naszą cudowną przewodniczką p. Małgosią Walczak. Już wtedy mogliśmy przypuszczać, że nie będzie to zwykła pielgrzymka. Następnego dnia ruszyliśmy w miasto.. Przed nami było sporo kilometrów do przejścia, więc nasza pani pilot Małgorzata musiała być wieziona przez nas na wózku inwalidzkim. Nasze wędrowanie zaczęliśmy od Awentynu, gdzie w Bazylice św. Sabiny mieliśmy mszę św. Na marginesie trzeba dodać, że początkowo wszystkie msze były planowane w kaplicy hotelowej (ze względów ekonomicznych, czasowych, organizacyjnych itp.). Przed mszą św. spotykamy się z naszą przewodniczką p. Małgosią, która pyta nas czy do naszej grupy może w tym dniu przyłączyć się pewna rodzina. Oczywiście zgadzamy się. Od tej chwili, przez cały dzień, dwóch silnych mężczyzn – ojciec i syn – pchają na wózku po brukach i górkach Rzymu naszą p. pilot Małgorzatę. Bazylika św. Sabiny, Bazylika świętych Bonifacego i Aleksego oraz… dziurka od klucza. Drzwi ze sławną dziurką od klucza znajdują się w głównej bramie prowadzącej do Villa del Priorato di Malta, należącej do zakonu kawalerów maltańskich, który ma swoją siedzibę właśnie na Awentynie. Przez dziurkę od klucza idealnie widać kopułę Bazyliki Św. Piotra otoczoną roślinnością rosnącą w ogrodzie zakonu. Schodząc z Awentynu zajrzeliśmy jeszcze do ogrodu pomarańczowego, skąd rozpościera się piękny widok na Rzym. Pomarańcze w ogrodzie niestety są gorzkie, ale legenda mówi, że pierwsze drzewka pomarańczowe w tym ogrodzie posadził w V wieku sam św. Dominik, a z ich owoców marmoladę zrobiła św. Katarzyna. Kierując się drogą w dół, w kierunku Circo Massimo, przeszliśmy jeszcze przez zamknięty zwykle o tej porze roku ogród różany. Teraz był otwarty. Od Circo Massimo miała się zacząć nasza klasyczna trasa turystyczna, która doprowadziłaby nas przez Forum Romanum, Kapitol, Forum di Cesare, Koloseum do Bazyliki św. Jana na Lateranie. Miała, bo do wersji klasycznej, którą oczywiście przeszliśmy, dostaliśmy kilka prezentów. Zaczęło się od wizyty w Bazylice św. Anastazji gdzie poznaliśmy bardzo życzliwą dla nas p. Aleksandrę – kobietę z pasją i misją ewangelizacyjną, a później nasza cudowna przewodniczka p. Małgosia zaprowadziła nas do klasztoru oo. Franciszkanów, gdzie podczas swojego pobytu w Rzymie mieszkał św. Maksymilian Maria Kolbe. Mieliśmy okazję wejść do jego celi gdzie napisał statut i założył Rycerstwo Niepokalanej. To było niesamowite miejsce, do którego mało kto dociera. Dla naszej przewodniczki nie było jednak rzeczy niemożliwych. Kolejnego dnia udaliśmy się rano do Bazyliki św. Piotra. Przedzierając się przez tłumy turystów staraliśmy się uważnie słuchać opowieści p. Małgosi. Znaleźliśmy nawet chwilę i trochę miejsca by pomodlić się przy grobie Jana Pawła II. Nie powiedzieliśmy jeszcze, że w naszym pielgrzymowaniu towarzyszył nam i sprawował nad nami opiekę duchową ks. Wojciech Bartoszek – krajowy duszpasterz Apostolstwa Chorych. Wiele mu zawdzięczamy, więc tym bardziej cieszyliśmy się, gdy tego dnia spełniło się jego marzenie, ale o tym trochę później.  Po opuszczeniu Bazyliki św. Piotra udaliśmy się w drogę przez miasto by dotrzeć pod Zamek Anioła i dalej do Piazza Navona i Panteonu. Najpierw wstąpiliśmy na chwilę do Elemosineria Apostolica czyli siedziby Urzędu Dobroczynności Apostolskiej gdzie mieliśmy nadzieję spotkać się z kard. Konradem Krajewskim. Niestety kardynał rozchorował się. Spotkaliśmy się więc z kierownikiem biura, prawą ręką kardynała Mons. Diego Giovanni Ravelli. Po chwili rozmowy przekazaliśmy na jego ręce nasz prezent dla kardynała i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po opuszczeniu Panteonu nasza przewodniczka zaprowadziła nas niespodziewanie do kościoła Marii Magdaleny. Kościołem opiekują się księża kamilianie – specjaliści od posługi chorym. Rzut okiem i …schody. Rzym zdecydowanie nie jest łatwym miejscem do poruszania się na wózku inwalidzkim. Główny ciężar noszenia naszych wózkowiczów brał na siebie ksiądz Wojciech, więc martwiliśmy się o jego zdrowie. Zastanawiamy się, co robić. Decyzja – wnosimy. Ksiądz złapał za wózek z pierwszą osobą i zaczął wciągać go po schodach. Wtedy pojawił się Emanuel czyli ks. Emanuel – znajomy proboszcz z Chorzowa. Właśnie szedł ze znajomymi do pobliskiej lodziarni. Widząc nas pomogli nam wnieść i znieść naszych wózkowiczów po schodach. Przy okazji obgadali z ks. Wojciechem pewną istotną sprawę. Kiedy byliśmy już w kościele okazało się, że właśnie spełniło się marzenie ks. Wojciecha. Jadąc do Rzymu bardzo chciał znaleźć kościół, w którym jest cudowny obraz Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. Teraz stał przed tym cudownym wizerunkiem. Po wyjściu z kościoła ks. Emanuel udał się na lody a my w dalszą drogę do polskiego kościoła św. Stanisława …na mszę. Po drodze, oczywiście poza wcześniej przyjętym programem, wpadliśmy jeszcze do kościoła Il Gesu gdzie znajdują się relikwie św. Ignacego Loyoli i cudowne freski. Zwiedzanie zakończyliśmy na Placu Weneckim podziwiając Ołtarz Ojczyzny czyli Pomnik Wiktora  Emanuela II zwany przez niektórych „maszyną do pisania” czy „szczęką teściowej”. Następnego dnia mieliśmy w planach mszę św. przy grobie Jana Pawła II i udział w audiencji generalnej na pl. Św. Piotra. Była obawa, że straże nie pozwolą nam po mszy wyjść z Bazyliki na Plac św. Piotra, a wszystko z powodu procedur bezpieczeństwa. Zaryzykowaliśmy. Zaczęło się od porannego kłopotu z taksówkami. Zamiast zamówionych dostosowanych busów podjechały małe samochody i nie byliśmy w stanie się do nich pomieścić. Zamieszanie, Nerwy naszej pilotki zostały wystawione kolejny raz na poważną próbę. Dotarliśmy jednak wszyscy do Watykanu, mimo narzekań kierowcy ściągniętej na szybko taksówki. Można by jeszcze wspomnieć, że wywiózł on pięć osób zupełnie z innej strony pl. Św. Piotra niż powinien, ale nie ma to znaczenia, bo przecież mimo ogrodzeń i straży i tak przeszły one bez kontroli i wbrew procedurom na drugą stronę placu, by o właściwej porze spotkać się z resztą grupy i wejść właściwą bramą na teren Watykanu. Potem pozostało już tylko przemknąć koło Domu św. Marty, bocznym wejściem do wnętrza Bazyliki. Pusta Bazylika! Tylko my i trochę osób z obsługi. To było wyjątkowe przeżycie. Na mszy pojawiła się też pewna siostra zakonna. Nikt jej nie znał, nie wiadomo skąd się wzięła. Po mszy sprawowanej przez ks. Wojciecha, siostra zaczęła prowadzić nas na audiencję. Nasze dwie panie Małgorzaty – pilotka i przewodniczka – próbowały początkowo tłumaczyć, że powinniśmy iść innym wyjściem, bo tak nakazywały nam przepustki, ale decyzje tej tajemniczej zakonnicy nie podlegały dyskusji. Poszliśmy za nią. Wyprowadziła nas na sam środek Placu św. Piotra, na centralną aleję, którą przejeżdżał Papież. Kiedy odchodziła ksiądz Wojciech zapytał jak się nazywa – odwracając się z uśmiechem odparła Miriam… i poszła. My zostaliśmy w centrum wydarzeń. Siedzieliśmy wszyscy po wewnętrznej stronie alejki, którą jechał samochód z Papieżem. Byliśmy tak blisko, że Gosia bez problemu mogła wręczyć Ojcu Świętemu wyszyty przez siebie obrazek. Przejął go oczywiście jego ochroniarz, co jednak nie zmienia faktu, że jej rękodzieło trafiło na Watykan. Po audiencji, aby ostudzić trochę emocje poszliśmy coś przekąsić i kupić trochę pamiątek. Czekała nas jeszcze samodzielna tzn. bez naszej przewodniczki, wyprawa do Bazyliki św. Pawła za Murami. Tam przewodnikiem dla nas stał się ks. Wojciech. Sprawdziliśmy też legendę o końcu świata, czyli ile jeszcze jest miejsc na medaliony z wizerunkami papieży. Możemy wszystkich uspokoić – jest jeszcze sporo pustych medalionów. Przedostatni dzień naszego pobytu w Rzymie nie miał przygotowanego sztywnego programu. Zostały nam Schody Hiszpańskie, Fontanna di Trevi, jakiś spacer po mieście. Nie mieliśmy już opłaconego przewodnika na ten dzień. Została nam też ostatnia z czterech bazylik większych, czyli Basilica Papale di Santa Maria Maggiore zwana też Bazyliką Matki Bożej Śnieżnej. Zastanawialiśmy się, co zrobić, jak zaplanować ten dzień. Wtedy okazało się, że robimy to zupełnie niepotrzebnie. Nasza wspaniała przewodniczka p. Małgosia, mimo, że już oficjalnie się nami nie zajmowała, przedstawiła nam gotowy plan działania. Zaczęła od pytania – chcecie mieć mszę św. w Bazylice? Oczywiście! No to macie. Potem przyjdzie moja koleżanka i zaprowadzi was na Schody Hiszpańskie i do Fontanny di Trevi, zamówię wam taksówki. To wszystko działo się telefonicznie, bo p. Małgosia miała już inne grupy, ale czuliśmy się tak zaopiekowani jakby dalej była z nami. Wszystko potoczyło się zgodnie z planem. No może nie do końca, bo koleżanka p. Małgosi zaprowadziła nas dodatkowo na Kwirynał, gdzie znów mogliśmy podziwiać piękną panoramę Rzymu oraz podprowadziła do kościoła św. Ignacego Loyoli. Reszta była już tak precyzyjnie zaplanowana, że nawet pierwszy i jedyny deszcz, który spadł podczas naszego pobytu w Rzymie, spadł, kiedy wsiedliśmy do zamówionych przez p. Małgosię taksówek. Następnego dnia mieliśmy wracać do kraju. Znowu „mieliśmy”. Wieczorem okazało się, że nasz lot do Warszawy jest odwołany z powodu strajku. Pojawiły się pytania, co dalej, na jak długo utknęliśmy, gdzie przenocujemy, co z lekami itp. Kolejna ciężka próba dla naszej pilotki. Trzeba przyznać, że p. Małgorzata to kobieta do zadań specjalnych. Po nerwowym wieczorze i bezsennej nocy rano ogłosiła nam wiadomość, że jedziemy do Bari skąd następnego dnia mamy samolot do Krakowa. Szybkie pakowanie i wyjazd do Bari. Trzy „wypasione” busy przewiozły nas 400 km na południe do czterogwiazdkowego hotelu. Dodatkowy dzień pobytu w komfortowych warunkach na „rzut beretem” od Bazyliki św. Mikołaja. Leki mieliśmy przygotowane do soboty wieczorem (wróciliśmy w sobotę wieczorem), wszystkie msze św. zamiast w hotelowej kaplicy mieliśmy w bazylikach i kościołach Rzymu, spełniły się marzenia o pobycie w Rzymie, o mszy przy grobie JP II, o znalezieniu obrazu MB Uzdrowienia Chorych, o locie samolotem …. Jeszcze jedno. Wylatywaliśmy z lotniska w Bari, które ma imię Karola Wojtyły i wracali na lotnisko w Krakowie, które ma imię Jana Pawła II. Reszta pozostanie w naszych sercach wraz z wdzięcznością Bogu za dar tego czasu i wdzięcznością ludziom, dzięki którym był on właśnie taki.